Jakby Gellért Hill chciał się ode mnie odwrócić

Jakby Gellért Hill chciał się ode mnie odwrócić
Jakby Gellért Hill chciał się ode mnie odwrócić
Anonim
Obraz
Obraz

Dla ogółu społeczeństwa Poronty istnieją zasadniczo dwa rodzaje historii narodzin. Jest to „dlaczego to publikują, to czysty horror, straciłem chęć rodzenia na całe życie” i jest to „dlaczego to publikują, to jest całkowicie nieciekawe, nudne, co możesz o tym powiedzieć?”. Ponieważ moja należy do tych ostatnich, długo nie chciałem o tym pisać, ale zauważyłem, że jest tu niewielka mniejszość, której członkowie czerpią siłę z takich rzeczy. Cóż, dla ich dobra, oto historia moich narodzin tam iz powrotem. Czy chciałbyś podzielić się swoją historią urodzenia? Wyślij go do nas na ten adres!

To był słoneczny, przyjemny niedzielny poranek pod koniec maja. Wstałem, wyszedłem do salonu z wciśniętą maszyną, gdy nagle… Flötty! Nie, nie wodnisty. Wyszło ze mnie coś znacznie bardziej obrzydliwego, ale w ciągu prawie dziewięciu miesięcy powoli przyzwyczaiłam się do co najmniej dziwacznych zjawisk biologicznych, które towarzyszą ciąży. To będzie czop śluzowy, jego nazwa jest obrzydliwa. Ale na początku 38. tygodnia? Mam jeszcze tyle do zrobienia… Panika!

Po krótkiej ankiecie szacuję, że pozostały czas do porodu wynosi od trzech godzin do trzech tygodni. Znacznie bardziej konkretnie, za dwa dni, we wtorek, moja położna, która diagnozuje szyjkę macicy otwartą na opuszka palca, i mój lekarz, który żartobliwie zauważa, że i tak będzie na dyżurze w sobotę…

W piątek od rana odczuwam ból, podobno ból wróżbiarski. Wieczorem jednak, ponieważ okazują się one dość precyzyjnymi małymi wróżbami z regularnymi pięciominutowymi przerwami, przeklasyfikuję ten proces jako poród. Około wpół do dziesiątej wydam polecenie: wyjazd! Co najwyżej odeślą cię do domu.

Kiedy wychodzimy późnym wiosennym wieczorem trzymając się za ręce, uderza mnie zapach. Roślina, może jaśmin? Kwitnie jak szalony, a myśl, że to ostatni raz, kiedy będziemy tak razem spacerować, jako bezdzietna para, rozdziera mnie na strzępy. Ten zapach zawsze będzie mi przypominał o tym wspomnieniu.

Dostanie się do szpitala było jednym z moich głównych zmartwień. Bezpodstawne: po kilku przejażdżkach autobusem i metrem potykamy się przed głównym wejściem do szpitala István. Zamknięte. Zaspany portier pyta, czego chcemy. Urodzić, jeśli mnie wpuścisz.

Następnie wewnątrz ctg, wypełniając papiery, co jest trochę śmieszne, ponieważ mogę być liczony tylko w ograniczonym zakresie. A po badaniu położna deklaruje, że nie ma odwrotu, czterocentymetrowa szyjka, chodźmy. W rzeczywistości nawet robi sobie z tego szczelinę. Od tego czasu kilka razy zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem, pozwalając mu odejść. W końcu doszedłem do wniosku, że skoro w ogóle nie było bólu, to można było wywnioskować o stanie dziecka (był w porządku) i to podobno przyspieszyło sprawę, więc nie żałowałam.

Po tym, to naprawdę boli o wiele bardziej, cofam to trochę z mojej twarzy („hej, to cały ból?”) i zaczynam koncentrować się na zadaniu. Siedzę w fotelu naprzeciw męża, dla którego zapomnieliśmy przynieść ubranie na zmianę, mimo że tak bardzo chciałam. Inną ważną rzeczą, która pozostaje w domu, jest woda, chociaż później jest to również bardzo potrzebne. Wtedy też wypróbuję łóżko.

W każdym razie pokój rodziców jest idealny, przytulny, z pojedynczym łóżkiem, pokój alternatywny był zajęty, ale i tak go nie potrzebuję, czasami przez ścianę przebijają się jakieś krzyki, ale Nie pozwalam się bać. Najlepszą pozycją - i również zalecaną przez położną - okazuje się być pionowa, przylegająca do łóżka, a potem do szyi męża. Czasami nawet przeszkadzają mi siusiu, czego tak naprawdę nie rozumiem, i możemy wyglądać całkiem zabawnie, gdy potykamy się w kierunku toalety z odrobiną krwi, ale robimy to. Tak, goliłem się w domu, tutaj nie zajmują się lewatywami.

Innym przerywnikiem, z którego wciąż mogę się śmiać do samego siebie, ale nie mogę już z tego wyjść, jest moment, w którym dwie jego siostry wchodzą i z największym spokojem zaczynają wypełniać szafkę wszelkiego rodzaju pudła. Chciałbym ich zapytać, czy im przeszkadzam, ale wolałbym pilnować własnych spraw, myślę, że to powinien być największy incydent… i tak było.

W oparciu o moje doskonałe wyczucie czasu, mogę spędzić około dwudziestu minut wisząc na ramieniu mojego chłopaka, co w rzeczywistości trwało prawie półtorej godziny, jak się okazało na podstawie późniejszej dyskusji. Nawiasem mówiąc, pomaga niesamowicie przez cały czas, nie wkracza na pierwszy plan, ale zawsze czuję, że mogę na nim polegać. I dosłownie to robię. Fakt, że nauczyli mnie techniki oddychania, aby znosić ból podczas przygotowań, też jakoś wyskakuje i działa całkiem dobrze. Pozwalam bólowi płynąć przeze mnie, staram się marnować jak najmniej energii.

Kolejne badanie, potem niespodziewane pytanie od położnej: czy miałaś operację plastyczną? Znów chichoczę w środku, przewijając to, o czym myślał: piersi? warga? W każdym razie odpowiedź brzmi wyraźnie nie, ale potem okazuje się, że miał na myśli histeroplastykę, ponieważ szyjka macicy nie chce zniknąć.

Następne pytanie: czy chcę złagodzić ból? No cóż, wiem… bo boli jak diabli, to prawda. Ale jakoś zawsze czuję, że mogę to zrobić, a ból jest właściwie sygnałem, moje ciało po prostu komunikuje się ze mną w ten sposób. Na szczęście wcześniej powiedziałam mężowi, że nie chcę tego, chyba że jest to absolutnie konieczne, więc on też potwierdza: nie pytamy. W ten sposób dostaję tylko jeden zastrzyk Nospa na szyjkę macicy i mogę zacząć wypychać.

Tymczasem przyjeżdża lekarz, żartujemy, że to naprawdę sobota, jego dzień dyżuru, mimo że zacznie się dopiero kilka godzin później. Odnajduje wszystko w porządku, łapie stołeczek, staje obok mnie i pomaga posuwać się naprzód, kładąc mi ręce. Poza tym trzyma jedną z moich nóg. Drugim zajmuje się mój mąż i położna gdzieś na dole. Jak się później okazuje, zajmuje się ochroną tamy, za co będę mu wdzięczna przez całe życie, bo się nie rozcięła ani nie pękła (nie, Rita, nie została szeroka…).

Kilka nacisków, jakby Gellért Hill chciał się ze mnie wykręcić, po czym zawsze jestem trochę zaskoczona, że żyję i że nie podzieliłam się na dwie części. Według lekarza „jeszcze jeden i wyjdzie”. Dobra, zjedzmy jeszcze jeden. Potem znowu "jeszcze jeden i wyjdzie". Patrzę na niego zrzędliwie, czy teraz wygląda głupio? Ale teraz może mieć rację, bo mąż komentuje, że już widzi coś bardzo włochatego, ma nadzieję, że to główka dziecka. I rzeczywiście, po kolejnym pchnięciu wyślizguje się io 2:45 nad ranem przychodzi na świat Albert mający 3130 gramów i 52 centymetry. I to naprawdę prawda: wtedy zniknie wszelki ból i cierpienie. Nie mam pojęcia jak. W międzyczasie łożysko też wychodzi, ale nie mogę już na to zwracać uwagi, bo kładą na mnie syna, ciepłego jak bochenek chleba z pieca, a on cicho mruczy i porusza się na brzuchu.

Siedzimy we trójkę, stłoczeni razem.

Następnie otwierasz je i zabierają cię do kąpieli (myślę, że mój mąż jest z tego najbardziej dumny, ponieważ on też to robi). Po cichu zauważę, że do tego czasu pogodziłem się już z myślą, że homo sapiens z wątrobą, paznokciami i rzęsami wyrósł prawie z niczego w moim żołądku, ale do dziś nie mogę sobie poradzić z faktem, że wyprodukowałem również sznurek przypominający blokadę rowerową, który jak zobaczycie na filmie to bym go zobaczył, skomentowałbym „co za słaby rekwizyt” i który według mojego męża też nie był łatwy do przecięcia. Pierwszy agar dziecka ma 9 lat, być może ze względu na lekko niebieskawy kolor, późniejszy ma już 10 lat, ale to nieistotne, bo ojciec za kilka minut wróci z synkiem. Dziecko dobrze mu odpowiada.

Jeszcze raz na wspólne sikanie, spróbuj ssać, a wtedy zabiorą cię na „rozgrzewkę”. Ale żałowałem, że go opuściłem, a przynajmniej nie powinienem był przez więcej godzin, ponieważ nie sądzę, aby on lub ja byliśmy w szczególnie złym stanie. Być może miało to wpływ na to, że przez długi czas nie mogli znaleźć dla mnie miejsca na oddziale, było dużo zamieszania i skończyłem na tym, że spędziłem pół dnia na sali porodowej.

Odbiorę go rano. Pierwszy raz jesteśmy razem, syn ociera się o mnie głową, bardzo celowo próbuje wycisnąć ze mnie mleko, podczas gdy poranne słońce wpada przez okno. Spotkajmy się…

madz

Zalecana: